Mama mówi do syna: dziecko, ale wyjdź z domu, rusz się, zrób coś.
22 latek sprzed swojego laptopa wygląda po czym w niewybredny sposób odrzuca propozycje, dodając przez ramię, „ale po co”?
Wiele ludzi nie wie, że życie jest pełne niespodzianek. Dziś opowiem wam dlaczego warto ruszyć się z domu i dlaczego warto latać do Sevilli… argumentować będzie za pomocą znajomych tych oto:

16.10.2013 lot na linii Mediolan – Sewilla. Jak zawsze samolot pełen. Wielu Włochów leci. Podczas podróży można zawrzeć znajomości. W takich właśnie okolicznościach, jakieś 11 000 metrów nad ziemią poznaje się ekipę Superbike, GoEleven. Superbike to po MotoGP największa impreza motocyklowa. Akurat ostatni wyścig był organizowany w Jerez, gdzie zaprosił nas Giacomo(technik z ekipy). Jedynym warunkiem były dwie ładne dziewczyny, które będą reprezentować GoEleven podczas eventu. Fair deal?
Sobota rano, Golf, ekipa Polsko Włoska rusza do Jerez. Przed wejściem na teren imprezy telefon, chwila wyczekiwania, ryk motorów, mnóstwo ludzi, piękna pogoda i po chwili przyszedł nasz kolega z wejściówkami. Nutka niedowierzania, że to wszystko prawda, nie abstrakcja, ale pewnym krokiem wchodzimy.

Impreza, nie powiem, sporawa. Dużo ciekawych okazów motoryzacyjnych, również tych samochodowych.

Podniecenie było spore, nikt z nas nigdy nie był na wyścigach, tym bardziej nikt z nas nie myślał, że kiedykolwiek będzie. Przez pierwsze godziny poznaliśmy zespół, przyglądaliśmy się motocyklistą rozgrzewającym się, oraz wszystkim co było do oglądania: ładnym panią, motorom, ludziom, trasie, atmosferze. Kompetycja to była pojemności 600cm3 i aż dziw bierze, że takie małe tak zap….. szybko jeździ…

Mieliśmy okazję obejrzeć kompetencję u-18, gdzie młodzież uważnie przygotowywała swoje sprzęty w skupieniu, oraz starała się skoncentrować czekając na start…

Były dzieciaki z całego świata: Indie, Ukraina, Nowa Zelandia, Francja, Włochy, Hiszpania, USA. Były nawet dwie dziewczyny, jedna nie dojechała do mety, zakręt ją pokonał. Nie wyglądała na załamaną. Tata też nie.
Z czasem emocje opadły a głód przybrał na silę. Niestety w ekipie GoEleven też wypadek miał miejsce i motor w trzy godziny trzeba było doprowadzić do stanu używalności. Marzenia oraz obietnice o wspólnym lunchu zaprzepaszczone. Dziewczyny nie wiedziały czy pracę dostały, żołądki różne strategie obierały. Blisko byliśmy pojechania do Jerez aby coś zjeść jednak poszliśmy wpierw do namiotu GoEleven. Przyjęto nas ciepło. Powiedziano, że lunchu to już nie ma, ale z kuchni coś możemy wziąć, a potem do pracy się zabrać. Teraz przydałby mi się pasjonat jedzenia do opisania czego tam nie było… kuchnia na tyłach ciężarówki, a jedzenie!? Prawdziwe Salami, mozzarella, spaghetti, takie ciasteczka zapiekane nadziewane tuńczykiem i brokułami (ooooh!), coś a’la mielone w sosie pomidorowym, typowe dla południowych Włoch rzekomo, jakież to było pyszne, sałatka z kurczaka, piwko do tego… Wszyscy się obżarliśmy. Na umiar nie było miejsca. Nie było też za dużo czasu. Do przebierania się. 15 minut i wychodzą panie takie…

Marcin pierwszy do zdjęć się rzucił, widać że zadowolony chłopak. Na szczęście na początku się dorwał bo potem przez dwie godziny setki, tysiące facetów robiło sobie z dziewczynami zdjęcia. Doszliśmy (ja i Marcin) do wniosku, że życie nie takie złe, dziewczyny pracują, my oglądamy motory, pijemy piwo, dobrze jemy i ładne widoki mamy… Tak jakoś minęły dwie godziny raz po raz mijając, przyciągające wzrok, zielone, piękne, reprezentantki Go Eleven.

Nadeszła 18 i wyczekiwany wyścig. Przygotowania, presja, uciekający czas i wielkie oczekiwania…

Nasza załoga startowała z 3 slotu. Nienajgorzej. Zajęliśmy dobre miejsca, co by wszystko było widać

Po chwili wszyscy wbili wzrok w zegary, ryk maszyn się zaczął, poszli.. Nasz poziom kompetencji nie pozwalał nam wiedzieć, kto jest kim, czy chociaż na którym miejscu jest nasza ekipa, ale ładnie się oglądało tych chłopaków pokonujących zakręty. Niesamowicie nisko schodzących na kolano, aby wejść w zakręt. Nie wiem jak to możliwe, że nie tracą przyczepności, jest w tym sporo testosteronu i adrenaliny, ale czy dla oglądającego?

Mój obiektyw nie pozwolił mi na niezapomniane ujęcia, ale niezapomniane przeżycie na pewno pozostanie. Podobno Formuła 1 jest większym, ale kto od środka poznał zespół Go Eleven? 3 miejsce w wyścigu, 3 miejsce w ogólnej kompetycji, nie ma co narzekać, jest co świętować. Zapraszali na kolację, choć skorzystaliśmy tylko z alkoholowego poczęstunku i kawałka szynki iberyjskiej, pysznej zresztą. Jednak sami włosi i jakoś tak nieswojo w którymś momencie się zrobiło, więc podjęliśmy decyzję o odwrocie do Jerez. Nie obeszło się bez strat tego dnia, jeden mały wypadek, a tyle strat…

Tak na szybko żeby nie przedłużać. W Jerez dużo nie ma, ale jak już się znajdziecie to udajcie się do restauracji Las Cuadras na pl de la Asuncion 2. Super klimat, mają chicharron (typical Jerez), jest dość drogo tj. proporcja ilości do ceny jest kiepska, ale jest dobrze, nawet bardzo i super klimatycznie.! Co do wina pochodzącego z Jerez… sami spróbujcie, ale nie kupujcie butelki od razu!
Tak więc co zrobicie?
Do Sevilli przylecicie!
Albo chociaż z domu tyłki ruszycie!
Do zobaczenia, heja!
JK