29.10.2016 – 13.11.2016
1 kraj
2 osoby
9 lotów
877 zdjęć
5500 złotych
Miesięczne archiwum: listopad 2016
Bałkany post factum i spóźniona relacja
Na przejściu granicznym Albanii powitały nas trzy maszerujące z naprzeciwka krowy, chwilę później pan jadący na ośle i mnóstwo Mercedesów sunących po albańskich ulicach (wg. naszych statystyk 5/10 jadących aut, to Mercedes). To wszystko w rytm bałkańskiej muzyki. https://www.youtube.com/watch?v=NvPZ0P8lGRA
Na nocleg wybraliśmy puste pole za stacją benzynową, której pracownicy, chcąc należycie nas ugościć, rzucili nam nawet ogrodowego szlaucha, byśmy mieli dostęp do wody i mogli się umyć.
Z samego rana, po porannej toalecie, pojechaliśmy na śniadanie w przeurocze miejsce, które znajdowało się tuż nad morzem… o ile morzem można nazwać duże kałuże. Po skromnym śniadaniu, ruszyliśmy w kierunku Tirany. Przejechaliśmy się nawet kawałkiem albańskiej autostrady, która zaczyna się w pewnym momencie drogi znakiem, że to autostrada i kończy się rondem…
Nic dodać nic ująć. Przepisy drogowe tu nie istnieją, każdy jeździ jak uważa, według własnego kodeksu drogowego. Czasem na trasie trafi się osiołek, czasem parę krów… Albania ma swój urok. Albo ktoś to miejsce pokocha, albo znienawidzi. Co do Tirany- miasto jak miasto, nas nie zachwyciło. Podsumowując: Albania to kraj paradoksów, gdzie piękno krajobrazu zderza się z brzydotą zabudowy. Gdzie bieda krzyczy z każdej strony, ale ludzie wydają się być tam szczęśliwi. Podobno południe kraju zachwyca, a północ mało oferuje. Pierwszego nie wiemy, a drugie potwierdzamy. Mimo wszystko tutejszy folklor jest atrakcyjny i porównanie Albanii do czegokolwiek innego byłoby nie na miejscu.
——
Dzień 5 z Albanii do Macedonii
Dalej udaliśmy się nad jezioro Ochrydzkie do Macedonii. Widoki, które nam towarzyszyły podczas podróży były niezapomniane. Równie niepowtarzalnym doznaniem było odwiedzenie malowniczej cerkwii i położonego nad samym jeziorem klasztoru św. Nauma (Sv. Naum) . Oprócz malowniczych widoków, Macedonia przywitała nas również pysznym jedzeniem, przyjaźnie nastawionymi ludźmi oraz niskimi cenami. Dodatkowo kąpiel w jeziorze Ochrydzkim jak i utęskniony prysznic na pobliskim campingu, sprawiły, że szczęśliwi poszliśmy spać
Dzień 6-TY
Niechętnie rozstaliśmy się malowniczo położonym Ljubanista Car Camp. Następnym przystankiem było miasto Ochryda (Ohrid), położone nad Jeziorem Ochrydzkim, z dobrze zachowaną, wielką fortecą oraz innymi pozostałościami z czasów, kiedy Macedonia była potęgą. Ohrid to miasto gdzie mógłbym zamieszkać. Mili ludzie, dobra pogoda, pyszne jedzenie, piękne jezioro… mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Niestety goniący nas nieubłaganie czas wymusił podróż dalej, tym razem do drugiego największego macedońskiego miasta, czyli do Bitoli. Z atrakcji w czasie podróży, udało nam się złapać gumę… Szybko wymieniona opona przez Mariana i Łukasza na trasie oraz wulkanizator, który sprawnie uporał się z przebita oponą, pozwolili na dalszą podróż. W Bitoli przede wszystkim niesamowicie zjedliśmy! Potem ociężali przeszliśmy się po deptaku, który był urokliwy, jednak czym prędzej spieszyliśmy do Serbii by odwiedzić Belgrad! Po drodze, już po stronie serbskiej zatrzymaliśmy na nocleg w pobliskim campingu Enigma, targując cenę z właścicielem w środku nocy. Podsumowując: Macedonia urzeka swoja historia, ludźmi, pysznym jedzeniem, niskimi cenami, pięknymi widokami. Innymi słowy, zachęca do szybkiego powrotu.
Dzień 726.08 BELGRAD
W końcu dotarlismy do stolicy Serbii. Belgrad rozczarował. Bardzo. Zwieńczeniem wizyty był mandat, który dostaliśmy za przekroczenie czasu parkowania. Postkomunistyczny moloch, bo tylko tak można nazwać i opisać to miasto, wskazywał bardziej na obecność w Rosji niż w Serbii. Średnio zainteresowani przejaskrawionymi widokami ruszyliśmy w drogę na północ do miasteczka Subotica, uważanego za najładniejsze w tym kraju. Po drodze zatrzymaliśmy się na jedzenie w Nowym Sadzie, które okazało się być najbardziej uroczym i przyjaznym serbskim miastem. Tam najedliśmy się, posłuchaliśmy miejscowych grajków i po wieczornym długim i cudownym spacerze postanowiliśmy, że przenocujemy na obrzeżach Nowego Sadu nad samym Dunajem.
Dnia ósmego, wstaliśmy wcześnie rano żeby jechać do Suboticy i dalej na Węgry. Dotarliśmy do miasta leżącego na północy Serbii, gdzie zjedliśmy dobre śniadanie, jednak jednogłośnie stwierdziliśmy, że Nowy Sad był dużo piękniejszym miejscem. Karma wraca? Zdecydowanie tak, przynajmniej w Serbii… Słabo oznaczone miejsca parkingowe doprowadziły do sytuacji, w której powrocie na parking, nie zastaliśmy naszego samochodu. Pojechaliśmy na depozyt, aby zapłacić 5000 RSD kary i przeżyć nieprzyjemny proces odbierania samochodu. Było szarpanie drzwiami, groźby, krzyki i sarkastyczne komentarze. To doświadczenie sprawiło, że bardzo szybko chcieliśmy uciec z tego specyficznego kraju. WĘGRY Prawie 3 godziny spędzone w 30 stopniowym upale, by przekroczyć granicę węgierską skłoniły nas do pewnych obserwacji…