Valencia i przełom roku 2016/2017 to czas pięknych ludzi, cudownych chwil, choroby, słońca, postanowień, śmiechu, uśmiechu, alkoholu, no ale też nowego upragnionego body i obiektywu.
Archiwum kategorii: Hiszpania
Adios Espańa! Bonjour France!
Rano, szybko, już, teraz, wyjazd.
Dokąd? Dlaczego?
Spotkać Xaviego!
Gdzie?
W Altafulla!
O co chodzi? Xavi, mój znajomy, zaprosił nas na Paelle do siebie do domu nad morzem. Przyjechaliśmy z wielką chęcia! Paella była, wino było, super ludzie byli. Pogoda, plaża, uśmiechy też. Czego chcieć więcej?
Miejsca do spania! Pan z brzegu po prawej okazał się Cristianem. Bardzo sympatycznym! Uznał, że jesteśmy na tyle zabawni, że na jedną noc nas przygarnie do siebie do domu, pod Barceloną w Sabadell. Było to dla nas niczym gwiazdka z nieba! Oczywiście wcześniej była pora na muzykę, gadanie, pływanie i zwiedzanie. Było cudownie, wakacyjnie, przyjemnie!
Dalej pojechaliśmy do Cristiana. Zaowocowało to nie tylko noclegiem ale i wieloma rozmowami. Na przykład rekomendacją miejsc do zwiedzenia po drodze do Francjii. Jakieś Monasterium, Girona… Tak też mieliśmy plan na dzień następny!
Z rana w drogę ! Girona, kawa, śniadanie, spacer! Dalej! Droga do Monasterium… po drodze krowy, kręte drogi, góry. Nie wszystko ma zdjęcia bo… prowadziłem, organizowałem, jadłem, piłem, żyłem i miałem tylko dwie ręce. Natomiast na górze już się udało!
Rozprostować kości i w drogę!
Monasterium de Sant Pere de Rodes…
Słabo nie było.. powaga!
Spędziliśmy tam co nieco i ruszyliśmy na Francje!
Ja doświadczony kierowca mówię: Tankujemy w Hiszpani bo taniej!
No i zatankowaliśmy za te 1,36 czy coś… Pierwsza stacja we Francji: 1,25… No od kiedy to u Francuzów jest taniej to ja nie wiem.
W ogóle Francji to ja się bałem. Dwie noce przez couchsurfing miały tam być. Zero języka, drogo i że niby ładniej? Ogólne przekonanie było, że wakacji czas dobiegł końca a tą Francje trzeba tylko przejechać. Nic bardziej mylnego… Niesamowite dopiero nadchodziło!
Adios Espańa! Valencia!
Pobudka zdawała się niczym kontynuacja snu.
Otwierasz oczy i zdajesz sobie sprawę, że jesteś w Valencii i masz cały dzień aby po niej chodzić!
Tak to zdecydowanie chwila szczęścia i nawet widok z okna jej nie zepsuje…
Uwielbienie nie ucieka z dnia na dzień. Tym razem nie było inaczej!
Euforia, entuzjazm, radość, i chęć dalszego poznawania Valencii były wielkie. Tak więc zapraszam was na mały spacer:
To oczywiście Ciudad de las artes y las ciencias. Jeszcze wrócimy tam wieczorem. Potem była chwila siesty, naładowanie baterii, posiłek, plaża no i wieczorem była prawdziwa uczta, zobaczcie sami!
Próbowaliśmy namówić z S. różne osoby do tego aby dołączyły do nas, ale nasz trud na nic się zdał. Koleś nie chciał iść!
No więc znaleźliśmy własne towarzystwo. Dużo uczucia tam było:
Następnie udaliśmy się do domu, chociaż nie swojego:
potem już tylko w milczeniu i zmęczeniu podziwialiśmy do wczesnego ranka…
Koniec był taki sam. Padliśmy. Nic z nas nie zostało. Energia uciekła
Adios Espańa! Hola Mestalla!
Miesiąc beztroski w Warszawie dobiegł końca…
To piękne miasto przyszło zostawić daleko i udać się po swoje rzeczy do…
Sevilli. Jak to ona, przywitała mnie swoimi 40+ stopniami celsjusza oraz wizją około 2200 kilometrów drogi.
Podróż zapowiadała się ciekawie, z wieloma przystankami, przeżyciami no i w pięknym towarzystwie, S..
Zaczęło się niewinnie, 300 kilometrów do Malagi aby tam odpocząć. Zaczerpnąć powietrza, słońca, wody no i wina. Następnego dnia nerwowo trzeba było przemieszczać się do Valencii. Wszystko zaplanowane. Nie bez problemów, ale udało się dotrzeć na czas. Szukanie parkingu, razem z innymi 45000 ludzi. Szukanie skąd odbiera się akredytacje. Poszukiwania łazienki. Poszukiwania wody. Dużo problemów. Z 700kilometrami na karku i ciężkim porankiem udało wczuć się w zwycięską atmosferę na Mestalla…
Sponsorem zwycięstwa był Nuno:
O atmosferę zadbała niezawodna Curva Nord:
Formalności dopełniły rosnące gwiazdy:
Do kamery uśmiechał się też Kameni:
No i pamiątka na całe życie:
Następnie energia życia skończyła się. Ucięło ją. Nie zostało z niej już nic…
Nastąpił sen.
c.d.n.
Spain vs Bolivia gallery
Hello!
Below I publish some of my pictures from friendly match Spain vs Bolivia. If somebody would be interested buying them, contact me.
Jordi Alba:
Cesc Fabregas:
Albiol & Busquets:
La Furia Roja:
Pique:
Reina:
Estadio Sanchez Pizjuan:
David Silva:
Deulofeu:
Iniesta
Fans:
Azpilicueta:
Fernando Torres:
Sanchez Pizjuan:
Iniesta goal.
Juan Mata:
More pictures available upon request.
It was a great adventure. ‚Thank you’ to FC & DP for sharing those moments.
PS: If somebody would be interested in collaboration, contact me.
Słowa dwa o couchsurfingu
Slowo wstępu, dla tych co nie wiedzą. O dziwo są tacy! Na przykład moi współlokatorzy lat 21-23. Chyba nie wiedzą, co to zycie, ale mniejsza. Couchsurfing jak sama nazwa wskazuje to surfowanie po kanapach. Innymi słowy spanie u innych ludzi na kanapie, ale nie tylko…
Mój pierwszy raz to przyjazd do Sevilli i spotkania CS(couchsurfing). Taki tam poczatek. Potem wyjazd z nie znajomymi ludźmi, poznanymi online na cs. Niby coś, ale wciąż nie esencja. Poważniejsza przygoda zaczęła sie później. W październiku 2013. W Walencji. Kiedy to kieszenie puste. Przygody chęć. Poszukiwania pełną parą. No i Alba odpisała, że możemy u niej spac. Tak, o. No wiec pojechaliśmy. Alba i Carlos, znajomi, zaperzentowali w najlepszy z możliwych sposobów co to jest idea CS. Ustąpili nam swój pokój na dwie noce, zaprosili do stołu, powiedzieli gdzie pójsc i co zobaczyć. Mamma mia do tej pory pamietam ich sugestie za które jestem wdzięczny! Ogólnie żyć, nie umierać i super!
Potem przysło zło i nuda. Zima. Nuda, egzaminy ble plucha feee. Na poczatku kwietnia na grupie CS Sevilla ktoś wrzuca post. No że nie ma gdzie spać, że w potrzebie, że dwie noce i że mili i gotuja. Przeczytałem. Raz. Drugi. No co, pomogę. Napisalem że przygarnę. Poinformowalem współlokatorów. Materac się skombinowało. No i tak oto poznalem Joasie i Piotrka, chwilowo w Porto mieszkających. Trip po poludniowej Hiszpanii odbywających. Fajnie? Bardzo. Ugotowali pierogi, byli wdzięczni i uśmiechnięci. Nie bede się rozpisywać jak fajnie było razem wyjść na impreze, ale sam fakt, ze są takie możliwości na wyciągnięcie ręki jest super fajny i cieszący. Takie możliwości jak poznawanie nowych ludzi a zarazem pomaganie. Nic wielkiego do powiedzenia nie mam. Chciałem napisać, ze CS nie gryzie (choć myślę, ze różne mogą być sytuacje- ja narazie mam same EXTRA SUPER doświadczenia). Podziękowac tutaj chciałem i powiedzieć, że fajnie bylo obejrzec Semane Sante z wami Piotrku i Joasiu. Powodzenia w dalszej realizacji pragnień!
Ps: oni też mieli wtedy swój pierwszy raz. Autostopem. Mowią, że nie gryzie. Ten punkt jeszcze przede mna!
What is Life about?
Nie wiem jak zatytułować ten wpis, ale to nie jest największym problemem.
Kłopotliwe jest to, że nie wiem jak opisać to, pod jakim wrażeniem jestem.
Natomiast od początku. Opcji na podróżowanie jest wiele. Na nocleg też parę. couchsurfing, hotel, hostel, namiot, w samochodzie, na dziko no i ta coraz bardziej popularna droga via airbnb. Używałem airbnb już parę razy w życiu. Zawsze z sukcesem i zadowoleniem. Broń bożę reklamy tu robić nie będę..!
Sęk w tym, że dzięki temu portalowi trafiliśmy na Andrew. Andrew jest EXTRA człowiekiem.
W jego domu oprócz jego zakręconych kolegów, kobiety z synem z Danii, spotkaliśmy parę ze stanów za miesiąc odchodzącego na emeryture Larry’ego oraz Tracy z którymi rozmowy o najciekawszych rzeczach nie miały końca!!! Byli oni pełni radości, chęci do życia, opowiadania, śmiania się i dzielenia się z czwórką dzieciaków! Do tego dochodził Andrew. Andrew, który w nocy by wstał tylko po to aby ci przynieść koc, który o 23.00 pojechał załatwić gaz abyśmy mogli grilla zrobić sobie…. Andrew, który ugościł nas cheddarem oraz kawą. Andrew, który jest osobą z ciekawą historią a do tego zapewne najbardziej wierzącą osobą ze wszystkich przeze mnie poznanych. Niesamowicie skromną, pomocną i radosną osobą jest ten Andrew. Do tego Andrew mieszka w super miejscu i jakbyście kiedyś chcieli to za niewielką opłatą możecie do niego wpaść na wakacje! POLECAM!
W takim gronie (głównie) Larry, Tracy, Andrew świętowaliśmy wspólnie wieczory. Przygotowując grilla, kolacje, pijąc wina, podziwiając niesamowity widok na morze w oddali.
Dom w którym się zatrzymaliśmy to oddzielna historia. Na pewno tam wrócę. Każdemu bym polecał. Względy ekonomiczne nie grają roli, bo każdego będzie stać, na pewno!
Przesłania nie będzie. Zwyczajnie chciałem się podzielić historią, która mnie niesamowicie uradowała. Dała mi poczucie nierealności i powrót do rzeczywistości będzie bardzo ciężki…
Ze wszystkimi pozostajemy w kontakcie, chociaż mailowym! 🙂
Sprawka to tych paru osób, tego miejsca, tych chwil, że zachciało się wszystkiego trochę bardziej 🙂
Chciałbym więcej takich super ludzi spotykać na swojej drodzę i tego sobie życzę ale również i wam!
Wiecie co było fajne? Z dala od domu, coraz dalej od dzieciństwa, ale jednak. W niedzielę rano jak Tracy i Larry wyjeżdżali, przed nami, kazali nam szukać jajek wielkanocnych. Tak każde z nas dostało po jajku czekoladowym, wielkanocnym 🙂
QUOTE:
” It was really special to have you guys here! You guys were fabulous! Please extend my greetings to Flo, Jan and Bernhard! My Facebook is Andrew L P Culatto if anybody wants to stay in touch that way. I pray you all the best and i really do hope that we meet again. You are all welcome! Thank you for being so appreciative and generous. I felt that the house was being used and i was living ‚the dream’ with you all here and befriending the Americans, my brother and everybody!
I hope you have arrived safety and you are at peace, lots of love,
Andrew.”
Dzień trzeci wycieczki Wielkanocnej!
Dzień trzeci wycieczki Wielkanocnej był… leniwy acz ówcześnie zaplanowany.
To znaczy śniadanie było zaplanowane…
Niedziela 21/04/2014 12:00.
Śniadanie, tuż obok domku Andrew(kim jest dowiecie się później). Jak marzenie. Pyszna kawa, pyszne śniadanie. 2,5€ od osoby. Serio! Zupełnie tak jak dzień wcześniej! 🙂
Po śniadaniu…
Potem nie wiadomo co zrobić ze sobą, bo deszcz. Deszcz, to plaża nie, w domu też nie, to Malaga.
Miłością Malagi nie darzę. Nigdy nie darzyłem. Nie chcę nic mówić, może za mało szans miastu temu dałem.
Efektem jest brak zdjęcia chociaż jednego.
Aczkolwiek w ciągu dnia ulotka w ręce mi wpadła.
…
ZAMKU!
Castillo Monumento, Colomares, Malaga.
Po spacerze i lunchu w tej Maladze nieszczęsnej, zebrałem wycieczkę i mówię, „JEDZIEMY!”.
Biedni nie mieli dużo wyboru.
Powiedzcie, że warto było, tak?
Tak oto dostaliśmy się do zamku pod Malagą położonego. Taki malutki. Taki śliczniutki. Podobnież Kolumba zamek. Z takim widokiem:
Była to o tyle dobra decyzja, że droga do niego była malownicza a sam zamek przecudowny!
Mówiłem, za padało wcześniej?
Zdjęć dużo zrobiliśmy i chwilę przyjemną tam spędziliśmy. Baterie przed powrotem do domu naładowaliśmy i szczęśliwi wracaiśmy.
To zdjęcie poniżej.. Myślicie, że łatwo je było zrobić? 20 sekund samowyzwalacz ustawiony. Nacisnięcie guzika, dwa wdechy i… SPRIIiiiiiiNT! uffff udało się na 3 załapać…
Tutaj 20 sekund spokojnie wystarczyło 🙂
Good gets better!!!!
Wycieczka Wielkanocna day 2
Dzień drugi wycieczki kwietniowej
Sobota 20/04/2014 wcześnie.
Najbardziej wymagający dzień i chyba najpiękniejszy
Z rana śniadanie, pyszne, za śmieszne pieniądze. Gdzieś nieopodal Mijas. Obok miejsca, gdzie spaiśmy.
Plan na dzień był prosty; zwiedzanie Mijas i wycieczka do Marbelli.
Tak jak na pierwsze bardzo, bardzo czekałem, aż dziwne, że się nie rozczarowałem!
Mijas jest takim malutkim, niesamowicie urokliwym, cudownym, pięknym i klimatycznym miasteczkiem niedaleko Malagi. Ma parę minusów… Jest nieziemsko drogi i prze turystyczny. Aż odechciewa się w którymś momencie. Aczkolwiek można znaleźć parę miejsc, gdzie jest spokojniej.
Mijas jest miejscem, gdzie znajdziemy tysiące sklepików, ze wszystkim. Ceramiką, ozdobami gadżetami. Kolorowymi, wesołymi, smutnymi, niebieskimi szarymi. Restauracje takie siakie, owakie. Uwaga tylko na ceny! Widoki są za to piękne! Czy te rzeczy nie są cudowne?
Coś co średnio polubiłem to popularność tak zwanych Burro Taxis. Jeżdżą wszędzie. Fajnie. Tylko te biedne osiołki wyglądają na zmęczone, nieszczęśliwe i tak dalej.. No ale na to nic nie poradzisz.
Super ważną cechą Mijas jest jego położenie. Wysokie. Sprawia to ,że widoki są fantastyczne!
Oczywiście musiałem się wdrapać na te kolumienki i zeskoczyć. 🙂
W mieście znaleźliśmy czekoladowe królestwo. Z pyszną czekoladą i lodami. Nie, nie o cenie nie wspominamy. Ważne, że nastroje dobre się nas trzymały.
Podsumowując Mijas. Piękne, urokliwe, kolorowe. Na wycieczkę, spacer, fantastyczne. Spędziliśmy tam dużo więcej czasu niż planowaliśmy i spóźnieni do Marbelli się udaliśmy.
Takie zdjęcie jeszcze z Mijas, któremu wiele interpretacji można nadać. Ważne, że kolczyki kupione. Tylko czy to zawsze musi tyle trwać?
Nie to zdjęcie…
Już Puerto Banus z jego bogactwem mi się przejadł. Więc zdjęć nie ma. Jest za to zdjęcie plaży w Marbelli, takiej.
Wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni, szczególnie, że wieczorem czekało nas barbecue! 🙂
Tak też po spacerku i wizycie miejsc obowiązkowych wróciliśmy do domku.
Co by sprawiedliwości oddać- stare miasto Marbelli jest bardzo ładne. Tylko ile razy można widzieć to samo, right? Right.
Good night!
Trip!!! Wycieczka wielkanocna
Dzień pierwszy wycieczki wielkanocnej.
Piątek 19/04/2014 wcześnie.
Teba
Jedziemy godzinę, drugą. Jak to w Hiszpanii. Po lewej słoneczniki, po prawej oliwki. Rozmowa na pokładzie wrze, pogoda piękna- lato, norma w kwietniu. Byliśmy w takim extra składzie ze znajomą parą z Austrii. Byli super a razem tworzyliśmy czad grupę! 🙂
GPS ustawiony na cel – El Chorro – kanion nieopodal Malagi, który ma być piękny. Wten zza kukurydzy wyłania się zamek. Wszyscy wiedzą, że kiedy Jaś widzi zamek, czy chociaż coś co może nim być w wyobraźni, to znaczy, że będzie przerwa. Tak też zboczyłem z kursu i zajechałem do miasteczka ‚Teba’.
Teba, miasteczko z urokliwymi małymi domkami i ruinami zamku, który był na wzgórzu. Z zamku owego dużo nie zostało, ale widok był piękny. Miejsce na przerwę wspaniałe. Na szczęście widoków pięknych to dopiero początek był tego dnia…
Po przerwie i kanapkach wróciliśmy na kurs i niedługo potem zajechaliśmy do El Chorro. Górzasta droga, zakrętów setki, jeziora wkoło. Sceneria cudowna. Chciałoby się aby się ciągneła bez końca. Zmiana obuwia, koszulek, aparat w ręke i przed siebie po odstawieniu samochodu.
Chorro
To miejsce, które od tak dawna miałem upatrzone, żeby zobaczyć! Zdjęcia w internecie były piękne. Piękniejsze jest to, że zdjęcia w internecie nie były w połowie tak piękne, jak to co było w rzeczywistości.
Sprawdźcie sami!
Jest to miejsce na 3-4 godzinny spacer, albo 3-dniową wycieczkę górską z namiotem. Kolejne miejsce z listy mam zobaczone i jestem bardzo szczęśliwy ,że tak się stało.
Żeby było śmieszniej, po wyjściu z samochodu spotkaliśmy dwóch znajomych z pracy. Tak zupełnie przypadkiem, tak zupełnie nieświadomie. Świat jest mały. Pośmialiśmy się, pogadaliśmy, podaliśmy ręce i ruszyliśmy na podbój widoków i zdobywanie drzew!
Było cudownie i widoki wspaniałe!
Jakbyście byli w Maladze i mieli samochód to warto zajrzeć, poważnie!