Taka oto okładka. Cóż nam ona mówi?
Widzimy człowieczka czarnego. To też o ciemnoskórych ona jest. Książka mówi o wojnie w Rwandzie między Tutsi i Hutu. Właściwie o masakrze jakiej dokonali Ci drudzy na swoich braciach. Akcja rozpoczyna się w Kigali. Książek o wojnie jest dużo. Najróżniejszych. Najmocniejsza jaką czytałem to „Łaskawe” Jonathana Littell’a.
Cóż innego do zaoferowania ma Lukas Barfuss? Po pierwsze w życiu nie wiedziałem, że Szwajcarzy prowadzili akcję pokojową w Rwandzie wydając na to grube miliony. Głównym bohaterem książki jest David. David jest jednym z pracowników szwajcarskich na rzecz Rwandy. Książka pokazuje jak pomoc, którą ofiarowaliśmy, jak lata wysiłków, zostały użyte przez Hutu aby zgładzić Tutsi. Oprócz tego książka pokazuje i tłumaczy relacje panujące między owymi rodami. Momentami mocna, wywołująca wiele myśli i to nie tylko o przemocy. David, jak każdy facet, w którymś momencie się zakochuje, więc mamy dodatkowy moment, aby przez parę stron wypocząć od przemocy i śmierci. Książka jest na podstawie faktów. Nie wiem czy na wakacyjne słoneczne popołudnie to najlepsza propozycja, ale na pewno w którymś momencie życia warto sięgnąć.
Zresztą sami zadajcie sobie pytanie, co wiecie o wojnie w Rwandzie? Chyba dobrze poszerzać swój światopogląd. „Sto dni” pozwalają zrozumieć niektóre wydarzenia, które miały miejsce na świecie i nabrać dystansu do tego co nas otacza. Na pewno docenicie niektóre rzeczy, które was otaczają, bardziej po tej lekturze!
Polecam,
Jan Krzysztofik!