¡Gracias Anfitriones por ser los mejores!
Archiwum kategorii: Kultura
Spacer po dzielni – Condesa
Piramidy Tenochtitlán Estado de México
Ciudad de Mexico…
Jedno popołudnie w mieście Meksyk wyglądało o tak…
Zdjęcia pokazują brak praktyki fotograficznej, ale też troszeczkę Mexico City. Mam nadzieję, że niedługo będzie więcej zdjęć z tamtych regionów.
Litwo ojczyzno moja!
Litwa,
piękna, bez pośpiechu i zimna pozwoliła mi na złapanie chwili oddechu oraz na pierwsze w życiu zabawy fotograficzne zimą. Zachęcam do obejrzenia efektów.
Wilno -> Troki -> Krutyński piecek
Ostatnia prosta..
Nicea. McGuire.
Czy to się da ubrać w słowa?
21.30 Otwiera nam Ashley (inaczej się nazywała, ale zostało Ashley).
Mówi:
-nie znam człowieka, ale daje spać, jest ok. Idziemy na piwo?
No i tak udaliśmy się nad plaże. Tam zachciało mi się piwa, piwa, piwa i nocnych zdjęć. Tak więc proszę.
Umówiliśmy się o 1 w domu, jak ja poszedłem na spacer. Wróciłem na czas a chwilę po mnie zjawił się McGuire. Ze swoim OLBRZYMIM ciemnoskórym kolegą, Mikelem. Mikel na szczęście szybko poszedł więc się uspokoiłem…
Mieszkanie owo zostawiało wiele do życzenia. Jego czystość, jego wyposażenie, ilość rzeczy (ZA DUŻO), rodzaj rzeczy, i tak dalej…. Do życzenia nie zostawiał zbyt wiele za to sam gospodarz… Miał równo nie równo pod sufitem. Był menem, ale mało człowiekiem. Miał niezłe przeżycia. Spotkania AA były codziennością, formy medytowania jakie tylko kolwiek sobie możesz wymarzyć. Tak też przegadaliśmy do godziny 04.30. Potem trzeba było się przespać…
Już wiedziałem, że nie wyjedziemy z rana, jak planowane. Już wiedziałem, że będzie ciekawie. Tak było. Z rana kolejne rozmowy o wszystkim i niczym. Głębokie. Wiara, tolerancja, wolność, wojna, żaden temat nie był nam straszny. Wszsytkiemu stawialiśmy czoła jak mogliśmy. Było to intrygującę i czasochłonne. W końcu zdecydowaliśmy się na spacer i zwiedzanie. Nicea jest równie cudowna… jak my!
W Nicei na głównym placu jest Pani. Pani śpiewa Edith Piath. Śpiewa świetnie, jest cudowna. Do tego jest świetnia lodziarnia. Do tego jest Socca, która jest bardzo dobra. No i wszędzie towarzyszący McGuire, który porzucił pracę, uznając, że tak będzie lepiej. Nicea jest bardzo urokiwa. Aczkolwiek podobno ludzie są strasznie nie mili!
Rzecz w tym, że tak byliśmy zaintrygowani wszyscy sobą nawzajem, że zdjęcia miasta wydawały się zbędne i nijakie. To miasto może też wcale nie jest takie extra? Może jest? Nie wiem… Było to ciekawe przeżycie. Ciąg dalszy snu. Może zachaczało o spiritualizm? Nie wiem, na trzeźwo ciężko to ocenić. Dom był oczywiście alcohol free zone. Ta cała sytuacja też mnie zmiotła z powierzchni ziemii. W świeży sposób. Na szczęście rzeczywistość przyszła z pomocą i już parę godzin później była tarta rustica w Mediolanie, a nasza podróż dobiegła końca. Dziękuję Ci bardzo S.
Adios Espańa! Bonjour France!
Rano, szybko, już, teraz, wyjazd.
Dokąd? Dlaczego?
Spotkać Xaviego!
Gdzie?
W Altafulla!
O co chodzi? Xavi, mój znajomy, zaprosił nas na Paelle do siebie do domu nad morzem. Przyjechaliśmy z wielką chęcia! Paella była, wino było, super ludzie byli. Pogoda, plaża, uśmiechy też. Czego chcieć więcej?
Miejsca do spania! Pan z brzegu po prawej okazał się Cristianem. Bardzo sympatycznym! Uznał, że jesteśmy na tyle zabawni, że na jedną noc nas przygarnie do siebie do domu, pod Barceloną w Sabadell. Było to dla nas niczym gwiazdka z nieba! Oczywiście wcześniej była pora na muzykę, gadanie, pływanie i zwiedzanie. Było cudownie, wakacyjnie, przyjemnie!
Dalej pojechaliśmy do Cristiana. Zaowocowało to nie tylko noclegiem ale i wieloma rozmowami. Na przykład rekomendacją miejsc do zwiedzenia po drodze do Francjii. Jakieś Monasterium, Girona… Tak też mieliśmy plan na dzień następny!
Z rana w drogę ! Girona, kawa, śniadanie, spacer! Dalej! Droga do Monasterium… po drodze krowy, kręte drogi, góry. Nie wszystko ma zdjęcia bo… prowadziłem, organizowałem, jadłem, piłem, żyłem i miałem tylko dwie ręce. Natomiast na górze już się udało!
Rozprostować kości i w drogę!
Monasterium de Sant Pere de Rodes…
Słabo nie było.. powaga!
Spędziliśmy tam co nieco i ruszyliśmy na Francje!
Ja doświadczony kierowca mówię: Tankujemy w Hiszpani bo taniej!
No i zatankowaliśmy za te 1,36 czy coś… Pierwsza stacja we Francji: 1,25… No od kiedy to u Francuzów jest taniej to ja nie wiem.
W ogóle Francji to ja się bałem. Dwie noce przez couchsurfing miały tam być. Zero języka, drogo i że niby ładniej? Ogólne przekonanie było, że wakacji czas dobiegł końca a tą Francje trzeba tylko przejechać. Nic bardziej mylnego… Niesamowite dopiero nadchodziło!
Warsztaty foto
Cześć!
Tak więc pierwszy raz w życiu pojechałem na warsztaty foto…
fot. Marzena Rybak
Były one organizowane we współpracy z muzemum Stefana Żeromskiego w Ciekotach. Prowadził je:
Wojciech Walkiewicz
http://vimeo.com/user18604501/videos
http://filmpolski.pl/fp/index.php/4111475
Warsztaty miały na celu wzbogacić wiedzę uczestników zarówno z fotografii jak i z filmowania. Wojtek jako operator kamery z zawodu oraz wykształcony fotograf przygotował dla nas plan oraz cel. Celem było stworzenie fotokastu, który miałby zostać jako część ekspozycji na 150 rocznicę urodzin Stefana Żeromskiego.
Chodząc po górach i miastach szukaliśmy inspiracji oraz powiązań z poetą.
Czasem znajdowaliśmy więcej, czasem mnniej.. Czasem nowych znajomych, a czasem inne formy ujęcia rzeczywistości.
Czasem potrzeba było i szaleństwa, aby odkryć geniusz…
a czasem… popełnić jakiś mały błąd…
albo zwyczajnie się powygłupiać…
aby odnaleźć ten przekaz, którego się szukało:
należnego spokoju zaczerpnąć:
aby znów inspiracja nadeszła. Kreatywność, chęć, nowe formy wyrazu, nowa wiedza, nowe tehnologie, nowi ludzie, nowe miejsca…
aż wreszcie ni stąd ni z owąd nadszedł czas powrotu… Tak wielce niechciany a jednak tak bardzo rzeczywisty. Żadna fotografia nie odda brutalności tego momentu, żadne słowa również. Cztery dni minęły szybko a to co po nich zostało to super zdjęcia, nowa wiedza, nowe doświadczenie i chęci aby uczyć się dalej!
Fajnie jest robić to co się lubi, serio serio.
! Heja!
Marrakesz… Ourika! Day 3
Dnia trzeciego,
z poczuciem dobrze zrobionego interesu sie obudziliśmy. 15o d za wycieczkę do Ouriki wydało nam sie w miarę rozsądna ceną, jako że nie znaleźliśmy nikogo do współdzielenia collective taxi. Ciekawa obserwacja to, że nie ma młodych turystów. Są albo dorosłe pary, albo całe rodziny z dziećmi. Nie ma młodych par wizytujących Marraesz. Jest za to mnóstwo skuterów 🙂
Tak wiec o 9 stawiliśmy sie pod biurem i nasz organizator zaprowadził nas do busu. Tam od innych zebrali opłatę. Od jednych 40e od innych 45. Poczuliśmy sie lepiej z faktem ze zapłaciliśmy 30. Czyli mniej:)
Czas ruszać. Najpierw tankować. Litr 95 za o.9euro.
Jedziemy. Najpierw panoramic view. Stop na 15min. Proszę foto.
Następny stop to barber house. Ciekawe doświadczenie. Wioska od czterech lat ma elektryczność.
Niestety biedy nie widać. Nie, że ironia do zdjęcia powyżej. Tak ogólnie. Miałem wrażenie, że wszędzie gdzie turyści tam i gruba kasa. Taka rzeczywistość. Nowe samochody, a w reku każdy iPhone’a miał. Natomiast dostaliśmy herbaty i chleba z miodem. Dobre było.
No taki zorganizowany wyjazd. Po drodze wielbłądy były. Mniejsza.
Dotarliśmy do Ouriki. Moje wodospady. Hola zaraz. Najpierw knajpa. Na szczęście uciekliśmy od grupy i zamiast za 15e od os zjedliśmy za 7 eu za dwójkę. Ładnie było wzdłuż tej rzeczki.. sami zobaczcie.
Słabe miejsce?
Podsumowanie finansowo żywnościowe na końcu będzie (wpis 5).
Po drodze zdjęcie wioski:
Po godzinie posiłku w drogę. Przewodnik Moustafa i w drogę. W trakcie wspinaczki takie naturalne lodówki można spotkać, super piękne 🙂
Teren taki łatwy nie był, ale do przejścia. Wszystko ładnie tylko na drugim wodospadzie sie zatrzymaliśmy.
Jest ich tam siedem. Jak widać zdjęć parę jest ale moje rozczarowanie granic nie miało. Chciałem wszystkie zobaczyć. Oczywiście żadna zorganizowana wycieczka nie organizuje takiej wycieczki, jak się później dowiedzieliśmy.
Jest to 3.5h aby się dostać do ostatniego , podobno najładniejszego wodospadu… poczułem, że pieniążki przepadły. Obiecałem sobie, że wrócę następnym razem.
Powrót do Marrakeszu na jaamla al fna. Tam spacer, sok pomarańczowy. Stanowisko 36 panowie pozwolili nam wejść do siebie i obserwować jak wyciskali sok i jak nie dolewali wody. Potem kiełbaski przy stanowisku 32 jak wczoraj. No i na koniec kupione oliwki i woda spożyta na tarasie naszego riadu, tak jak każdego wieczoru.
Padamy. Padliśmy.
What is Life about?
Nie wiem jak zatytułować ten wpis, ale to nie jest największym problemem.
Kłopotliwe jest to, że nie wiem jak opisać to, pod jakim wrażeniem jestem.
Natomiast od początku. Opcji na podróżowanie jest wiele. Na nocleg też parę. couchsurfing, hotel, hostel, namiot, w samochodzie, na dziko no i ta coraz bardziej popularna droga via airbnb. Używałem airbnb już parę razy w życiu. Zawsze z sukcesem i zadowoleniem. Broń bożę reklamy tu robić nie będę..!
Sęk w tym, że dzięki temu portalowi trafiliśmy na Andrew. Andrew jest EXTRA człowiekiem.
W jego domu oprócz jego zakręconych kolegów, kobiety z synem z Danii, spotkaliśmy parę ze stanów za miesiąc odchodzącego na emeryture Larry’ego oraz Tracy z którymi rozmowy o najciekawszych rzeczach nie miały końca!!! Byli oni pełni radości, chęci do życia, opowiadania, śmiania się i dzielenia się z czwórką dzieciaków! Do tego dochodził Andrew. Andrew, który w nocy by wstał tylko po to aby ci przynieść koc, który o 23.00 pojechał załatwić gaz abyśmy mogli grilla zrobić sobie…. Andrew, który ugościł nas cheddarem oraz kawą. Andrew, który jest osobą z ciekawą historią a do tego zapewne najbardziej wierzącą osobą ze wszystkich przeze mnie poznanych. Niesamowicie skromną, pomocną i radosną osobą jest ten Andrew. Do tego Andrew mieszka w super miejscu i jakbyście kiedyś chcieli to za niewielką opłatą możecie do niego wpaść na wakacje! POLECAM!
W takim gronie (głównie) Larry, Tracy, Andrew świętowaliśmy wspólnie wieczory. Przygotowując grilla, kolacje, pijąc wina, podziwiając niesamowity widok na morze w oddali.
Dom w którym się zatrzymaliśmy to oddzielna historia. Na pewno tam wrócę. Każdemu bym polecał. Względy ekonomiczne nie grają roli, bo każdego będzie stać, na pewno!
Przesłania nie będzie. Zwyczajnie chciałem się podzielić historią, która mnie niesamowicie uradowała. Dała mi poczucie nierealności i powrót do rzeczywistości będzie bardzo ciężki…
Ze wszystkimi pozostajemy w kontakcie, chociaż mailowym! 🙂
Sprawka to tych paru osób, tego miejsca, tych chwil, że zachciało się wszystkiego trochę bardziej 🙂
Chciałbym więcej takich super ludzi spotykać na swojej drodzę i tego sobie życzę ale również i wam!
Wiecie co było fajne? Z dala od domu, coraz dalej od dzieciństwa, ale jednak. W niedzielę rano jak Tracy i Larry wyjeżdżali, przed nami, kazali nam szukać jajek wielkanocnych. Tak każde z nas dostało po jajku czekoladowym, wielkanocnym 🙂
QUOTE:
” It was really special to have you guys here! You guys were fabulous! Please extend my greetings to Flo, Jan and Bernhard! My Facebook is Andrew L P Culatto if anybody wants to stay in touch that way. I pray you all the best and i really do hope that we meet again. You are all welcome! Thank you for being so appreciative and generous. I felt that the house was being used and i was living ‚the dream’ with you all here and befriending the Americans, my brother and everybody!
I hope you have arrived safety and you are at peace, lots of love,
Andrew.”