Miesiąc beztroski w Warszawie dobiegł końca…
To piękne miasto przyszło zostawić daleko i udać się po swoje rzeczy do…
Sevilli. Jak to ona, przywitała mnie swoimi 40+ stopniami celsjusza oraz wizją około 2200 kilometrów drogi.
Podróż zapowiadała się ciekawie, z wieloma przystankami, przeżyciami no i w pięknym towarzystwie, S..
Zaczęło się niewinnie, 300 kilometrów do Malagi aby tam odpocząć. Zaczerpnąć powietrza, słońca, wody no i wina. Następnego dnia nerwowo trzeba było przemieszczać się do Valencii. Wszystko zaplanowane. Nie bez problemów, ale udało się dotrzeć na czas. Szukanie parkingu, razem z innymi 45000 ludzi. Szukanie skąd odbiera się akredytacje. Poszukiwania łazienki. Poszukiwania wody. Dużo problemów. Z 700kilometrami na karku i ciężkim porankiem udało wczuć się w zwycięską atmosferę na Mestalla…
Sponsorem zwycięstwa był Nuno:
O atmosferę zadbała niezawodna Curva Nord:
Formalności dopełniły rosnące gwiazdy:
Do kamery uśmiechał się też Kameni:
No i pamiątka na całe życie:
Następnie energia życia skończyła się. Ucięło ją. Nie zostało z niej już nic…
Nastąpił sen.
c.d.n.