Cześć!
Tym razem z wątkami Polskimi, historycznymi oraz garścią przemyśleń.
Słowem wstępu: życie tutaj nie ma granic. Rozpędza się nie mając limitów. Trzy tygodnie minęły, od kiedy wczoraj(!) przyjechałem. Mnóstwo ludzi, których poznałem, miejsc które zobaczyłem. Wczorajsza wycieczka była chwilą. Nie bez znaczenia w tym wszystkim. Poznałem trzy polki w różnych okolicznościach. W każdym razie powstał pomysł aby zrobić Polską wycieczkę do Chipiony. Słowo stało się… faktem. Fakt doświadczeniem. Doświadczenie przyniosło wnioski. Przypomniało dlaczego chciało się wyjechać z naszej ojczyzny. Czemu kochamy Hiszpanię? Za to że oni potrafią żyć. Oni wiedzą jak to się robi. Bo mają mniej problemów? A gdzie! Mają tyle samo albo i więcej a jednak mają inne wartości i inny stosunek do wielu rzeczy. W Polsce narzekanie nie zna granic, problemy są tam gdzie ich nie ma i pieniędzy brakuje. Tak jak tu każdy by w lotka wygrał… NIE! Kasy też brakuje i co? Jednak mimo to potrafią mnie zaprosić na obiad, piwo cokolwiek. Cieszyć się. Koniec przemyśleń.
Chipiona. Tak więc w czwórkę wsiedliśmy do Golfa na polskich blachach(po pracy!), z workiem kanapek, oliwkami i butelką wody ruszyliśmy nad morze. Chipiona cechuje się nie naganną plażą. Stosunkowo małą ilością turystów. Co o niej trzeba wiedzieć, co widzieliśmy? Sanktuarium, zamek, latarnia. Sanktuarium-zdjęcie czarno białe. Powstała na czymś co było zamkiem w 1900 roku na życzenie francuzów. Zdjęcie ze środka też jest. Czy można coś o niej powiedzieć? Na pewno cieszy oko podczas kąpieli w morzu. Jest natomiast inna budowla w Chipionie, która cieszy oko z każdego miejsca w mieście. Faro de Chipiona. Latarnia. Najwyższa w Hiszpanii, 3 w Europie i 5 na świecie pod względem wysokości. Wejść się nie udało. Tylko od wtorku do piątku trzy razy dziennie 11. 11.45 12.30. 5euro wjazd. Dla zainteresowanych.
Sama w sobie była punktem strategicznym jeśli chodzi o wpływanie dostaw na łódkach do Sevilli. Aczkolwiek myślę, że widok z niej jest całkiem niezapomniany. Może kiedyś? Co zostaje? Zamek. Zamek, którego pochodzenie przypisuje się na epokę muzułmańską. Jego pochodzenie nie jest do końca znane. Przechodził z rąk do rąk. Swego czasu był hotelem. Obecnie jest własnością urzędu miasta i są ekspozycje w środku prowadzone. Wstęp za darmo. Nie powala na kolana. Co oprócz tego i przyjemnej wody/plaży oferuje Chipiona? Akurat los chciał, że trafiliśmy na święto Virgen del Carmen. Kiedy to Marynarze przechodząc uroczyście przez miasto oddają jej cześć. Piękna oprawa muzyczna oraz pochód. Super, że akurat wtedy i w tym miejscu to miało miejsce.! Voila! Chipiona.
Nasz apetyt rósł w miarę jedzenia i udaliśmy się do pobliskiej Roty, gdzie trafiliśmy również na pochód marynarzy. Spacer, plaża, moczenie stóp w morzu nocą, tapas, wino, spacer, księżyc. Myślę, że to w skrócie wystarczy.
Ze zdjęć zadowolony nie jestem. Chociaż mam nadzieję, że wam przyniosą dużo pomysłów, inspiracji i motywacji do działania, wszelakiego.
Ja tymczasem muszę się oddać obowiązkom, które ostatnio zaniechałem. Nasza eskapada zakończyła się powrotem o 3 nad ranem. Dalsze relacje coming!
Mam też plan nie zaśmiecać waszych skrzynek mailowych tylko założyć bloga… Tylko niech ja dorwę jakiś wolny dzień!
—
Pozdrawiam,
Jan Krzysztofik