Cześć wam!
To było dwa dni temu, a dalej wydaje się jakby się nie zdarzyło. Jakby było nierzeczywiste. Dużo mniej turystycznie niż do tej pory. Obrazki, których doświadczyliśmy wtorkowego popołudnia zachwycają… i nie piszę o dziewczynach!
(Tu poniżej w oddali widać miasteczko Zahara)
Dużo takich widoków było, ale do rzeczy.
Wstałem prawą nogą w poniedziałek i uznałem, że pora zrobić coś fajnego! Tak dla odmiany. Więc google maps i szukamy. Tak też stworzyłem piękną rutę przez Parque Natural Sierra de Grazelma. Plan wycieczki: Zahara- jezioro- Grazelma – Benamahoma. Tak zwane białe miasteczka.
Dlaczego białe nie trzeba tłumaczyć prawda?
(Embalse de Zahara-el Gestor takoż się zwie to jezioro)
Zahara gdzie poszliśmy na spacer. Zahara, która była pierwszym przystankiem, skąd widok na jezioro rozpościerał się niesamowity. Zahara, gdzie nie ma prawie nic. Weszliśmy na szczyt zobaczyć zamek. Zameczek. Daleka to była droga i męcząca, ale widoki piękne. Gorąc, pot, oczekiwania, to wszystko złożyło się na to, że po godzinie, może półtorej nie chcieliśmy nic innego jak kąpieli w tym jeziorze! Bardzo przyjemnie się spacerowało po tym oryginalnie arabskim miasteczku, ale ile można? Zmartwienie było inne… Nie widzieliśmy nikogo kto by się kąpał w jeziorku i nie wiedzieliśmy czy można, czy nie, czy o co chodzi…
Tak oto dotarliśmy tutaj. Znajdując ukojenie w pełnej krasie. Zadowolenie niewyobrażalne. Malowniczy widok, cudowna woda, rześka, pod cieniem drzew odpoczynek należyty. Tak oto spędziliśmy lunch time! Polecam, na prawdę polecam! Razem z ekipą, tym razem Australia-Finlandia, po godzince wylegiwania uznaliśmy, że nie ma co i że Grazelma czeka.
Piękne te miasteczka i urocze. Piękny spokojny dzień. W Grazelmie zdecydowaliśmy się zjeść. Podobno wszędzie jest podobnie. A jak było? Było tanio, dobrze, dużo i w super klimatycznym miejscu, bez turystów, z niesamowitymi widokami. No i spokojnie. Fajnie, bo za niewielką kwotę na prawdę dobrze(!) zjedliśmy o co nie zawsze łatwo nawet w Sevilli. Nie wspominając o Barcelonie czy Madrycie.
Zamówiliśmy na przykład smażonego bakłażana polanego miodem. Brzmi dziwnie? Smakuje zajebiś***! Nie wspomnę o rybie z grilla czy super mięsku bo to standard, natomiast bakłażanik zdobył nasze kubki smakowe tego dnia!
Nie muszę wspominać uroków drogi? Te skręcające w nieskończoność drogi, zakręcające niczym wąż w Nokii pod koniec! Jedni nazywają to rollercoster, inni się boją, obiektywnie jest cudownie. Tylko spaść nikt nie chce.
Koniec wycieczki był w Benamahomie. Nawet z samochodu nie wysiedliśmy, przyznaje- trochę zmęcz, trochę nie wiadomo po co. To miasto(miasto? wieś?), gdzie mieszka niespełna 2000 osób jest równie urokliwe. Ciężko tam trafić z ledwie widocznymi oznaczeniami. Nie mówiąc o tym, że w mieście prawie zawiesiłem samochód na głównej (!) drodze. Nie wiem jaki stopień nachylenia mają tam drogi, ale bieg 2 i to wszystko, więcej nie da rady pod górkę. Jeśli nie zatrzymasz się podwoziem!
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o zamek. Jeden z wielu. Wszystkie są oryginalnie arabskimi tworami. Jest cała ich linia- ówczesna linia obronna. Są ładne, w sam raz aby tam pojechać i zrobić sobie ze trzy zdjęcia. Aczkolwiek ten zameczek w Zahara wydawał się być najtrudniejszy do zdobycia(militarnie). Na prawdę kosztowało wysiłku aby się tam wdrapać, nie potrafię sobie wyobrazić wspinaczki w pełnym uzbrojeniu pod ostrzałem łuczników…
Wszystkich gorąco zachęcam do tej podróży. Jej uroku nikt nie odmówi. Pięknie, cudownie i fantastycznie. Tyle mogę powiedzieć.
Tak w sam raz. Teraz pora do pracy!
Trzymajcie się ciepło.
Weekend (na 99%) Portugalia!
Będzie co oglądać i może czytać!
Pozdro,
J.K.
i znowu wystarczyło mi popatrzeć na zdjęcia, żeby się wzruszyć i tęsknić za urokami Hiszpanii 😉
udanych podróży!